poniedziałek, 22 grudnia 2014

Rozdział 35

Podkład


Pamiętasz? Nie potrafiłeś tego zobaczyć? Ni chciałeś tego dostrzec. Dlaczego? Dlaczego to robiłeś? Ja… Nie rozumiem… Zawsze mało mówiłeś… Byłeś tajemniczy i oziębły. Trzymałeś dystans. Ale… Czy było warto? Odpowiedz… Nie możesz? No tak…


✲✲✲

Ciemność. Mrok, który wszystko wchłonął. I to echo, dźwięcznie odbijające odgłos jakiegoś stukotu. Głośny pisk otwieranych metalowych drzwi.
- Odkryli je. Uciekają. Szybko je znajdą – powiedziała osoba.
- To wszystko? – zapytał.
- Oni… Wiedzą…


✲✲✲


Szli spokojnie. Wiedzieli, że daleko nie uciekły. Nie były też wyzwaniem. Nie wiedziały dokąd uciekać. Poza tym… Ten, kto za tym stał, nie pomoże im, wręcz przeciwnie, pierwszy będzie chciał je zabić. Tylko… Kto za tym wszystkim stoi i dlaczego to robi?


✲✲✲


Nie specjalnie palili się do rozmowy. Nie wiedzieli, co mają powiedzieć. Tyle czasu…

A wtedy wszystko będzie inaczej…
Kwiaty zakwitną.
Kochanie… Będzie inaczej,,
Dopóki żyję, serca się nie wyrzeknę.
Kocham cię, pamiętaj, będzie inaczej…
A teraz uciekaj i żyj!

- Sakura – usłyszała.
- Znasz historię szepczącego drzewa? – zapytała nagle. Nie usłyszała odpowiedzi, więc kontynuowała. – W pewnym miejscu rosła sobie wierzba z wiśnią. Wiśnia pokochała wierzbę. Wierzba jednak tęskniła za ukochanym, który nie mógł być jej. Nim ścięto wiśnię, która torowała ścieżkę, powiedziała „zamiast próby pokochania innego, ślepo wierzyłaś w tego, który był daleko i swoich uczuć ci nie okazał, ni ciepła, ni miłości, tak, jakby cię nie było, pomimo, że żyłaś”. Wtedy to pierwszy raz wierzba zapłakała, a wiśnia zrozumiała, że mogła zrezygnować… Ale nie potrafiła… Za bardzo kochała wierzbę. Powiedz Gaara, co o tym sądzisz?
- Sądzę, że popełniłem taki sam błąd – powiedział.
- Minęło tyle czasu … - zaczęła.
- Nadal o nim pamiętasz… - stwierdził.
- Obaj jesteście mi dalecy, a zarazem tak bliscy, jednak…  Tacy nieosiągalni. Ten frajer jednak zobaczy. Gaara-kun… Zostań mym sensei – poprosiła, kłaniając się z szacunkiem.


✲✲✲


Cała trójka ruszyła w pogoń. Uciekinierka biegła tyle, ile miała sił w nogach, by nie dać się złapać. Wszystko wyszło źle. Chciała przecież dobrze. Wiedziała jednak jaki jest tego koszt. W pewnym momencie upadła i spadła z drzew. Nie była w stanie dalej uciekać. A może nie chciała?

Trenował. Chciał być lepszy i jej dorównać. Jednak ilekroć się starał, zawsze był gorszy. Ojciec na nim polegał, a on był niezdarą. Mimo to, nie interesował się niczym innym, tylko nim. Trenował, aż w końcu upadł w swoją kałużę krwi. Widziała to. Wiedziała dlaczego tak robi, ale nie chciała by cierpiał. Jego ból bolał ją gorzej, niż jej własny.
- Od tego dnia będę robić wszystko dla ciebie… Takeshi.

Zeskoczyli i podeszli do niej. Odwrócili ją na plecy.
- Taheshi-kun, Koji, Hiroki, Gemmei-sempai… To nie tak wszystko… - zaczęła, ale ktoś w tym momencie strzelił i przebił jej serce strzałą z łuku.

Ojcze… Nie wineś być tak zowien...
Nie zasługujesz…
Śmierć jest mym panem.
Nie zobaczysz niebios bram… Tatku…
A teraz przedstawienia scenariusz zagramy.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz